

Splendor Personae. Święty...

Dwór królewski Jana...

Wizerunek medialny ks....

szyfrowane połączenie SSL
tania wysyłka
możliwość zwrotu
Niczym w słynnym utworze Zbigniewa Herberta U wrót doliny najbardziej dramatyczne wydarzenia z życia lagrowej społeczności, tworzonej tu głównie przez więźniów-Polaków, obserwujemy niejako „na żywo”, z wnętrza baraków i wagonów, ze środka Appellplatzu czy Lagerstrasse. Jak to możliwe? Podobnie jak u Herberta głos narratora upodabnia się do stylu reportera, niekiedy sprawozdawcy sportowego, a niemal zawsze – naocznego świadka. W tym sensie prezentowana narracja grawituje w stronę reportażu historycznego i charakterystycznej dla niego relacji unaoczniającej. W ramach tak zaprojektowanej opowieści o wydarzeniach z przeszłości można pisać w czasie teraźniejszym, odpowiednio stopniując tempo akcji, kształtując historyczną opowieść na wzór epickiej fabuły, wreszcie – wywołując w odbiorcy wrażenie bezpośredniej obserwacji opisywanych wstrząsających wydarzeń (Aktion Erntefest). Tak właśnie dzieje się w książce Piotra Weisera. Zastosowana technika narracyjna z jednej strony z powodzeniem skraca dystans, z drugiej – przyczynia się do realizacji kluczowego dla autora imperatywu. Najkrócej brzmiałby on: odzyskać doświadczenie.
dr hab. Piotr Krupiński (fragm. recenzji)
„Nawet teraz prowadzeni na śmierć Żydzi brali na drogę złudzenia: szrajber Horowitz prosił o chleb, zbolała Żydówka wołała o buty. Musieli przyjmować istnienie jakiejś przyszłości – jeden głodnej, druga odległej. Takich wypadków było znacznie więcej. Weźmy Nusię Marder. Wiecznie marzły jej delikatne dłonie. Szła obdarowana parą rękawiczek. Widać uczynna znajoma też uwierzyła w to, że w chłodne poranki ogrzeją jej dłonie. Albo blokowego, słowackiego Żyda, który po kimś spopielonym załatwił sobie zęby do wstawienia. Jeszcze nerwowo omawiał z dentystą szczegóły zabiegu. Wszyscy ci ludzie zostawili sobie uchyloną furtkę do powrotu. Tymczasem: «Wyjeżdżali w daleką podróż z zamiarem pozostania na zawsze, nie mając szans na powrót»”.
(Fragm. książki)